Jesienny karnawał


            Peleryna i zaproszenie

Szedłem do domu w październikowy, zimny wieczór. Nagle ktoś wyskoczył zza drzewa, wcisnął mi kartkę w rękę i szybko odbiegł. Dopiero teraz zauważyłem, że był ubrany w czarną, sięgającą kostek pelerynę, a jego twarz pokryta była upiornym makijażem, jakby bezpośrednio wyjętym z filmu grozy. Stałem… Stałem i patrzyłem jak postać znika za najbliższym budynkiem. Dopiero po zniknięciu tej osoby ocknąłem się i zacząłem iść w stronę mojego domu. Przed drzwiami przypomniałem sobie, że w ręce mam kartkę od tej dziwnej postaci. Wszedłem do domu jak najszybciej, bo było zimno i z zaskakującym impetem zamknąłem drzwi. Zacząłem czytać. Było to zaproszenie na bal halloweenowy. Nie miałem najmniejszej chęci tam pójść. Chociaż im bardziej zbliżał się koniec października, tym bardziej rosła we mnie ciekawość jak taki bal wygląda.

Jest tu ktoś...?

            Stałem pod jakimś budynkiem i nie mogłem uwierzyć, że tutaj ma się odbyć bal. Wyjąłem zaproszenie i spojrzałem na adres. Zgadzał się, aczkolwiek dom opleciony był pajęczyną, na piętrze dwie szyby zostały wybite i nie zauważyłem żadnych ludzi wewnątrz, ani tym bardziej przed domem. Mimo wszystko podszedłem do drzwi, chciałem zapukać, ale drzwi samoczynnie się otworzyły. Dom wyglądał na opuszczony lub nawiedzony. Miałem wrażenie, że zza ściany wyskoczy duch zmarłego dziecka i zacznie we mnie rzucać nożami. Stałem niepewnie w korytarzu. Na sobie miałem przebranie w stylu zombi. Ostatecznie zdecydowałem się na wejście do kolejnego pomieszczenia znajdującego się za drzwiami. Zobaczyłem tam mnóstwo osób, począwszy od dzieci, przez nastolatków, aż po ludzi dorosłych. Wszyscy przebrani byli w postaci z horrorów. W całym pomieszczeniu mnóstwo było lamp zrobionych z wydrążonych dyń ze świeczką w środku. Na suficie i ścianach znajdowały się pajęczyny, a na końcu pomieszczenia stała nawet trumna. Przebierańcy podbiegli do mnie i zaprosili do wspólnego świętowania. Graliśmy w apple bobbing, która polega na łapaniu zębami jabłek z miednicy wypełnionej wodą. Następnie nadszedł czas na specyficzne wróżby. Między różnymi zabawami częstowano nas różnego rodzaju słodyczami.  O północy wszyscy wyszliśmy na krótki spacer ulicami miasta. Kilka osób udało nam się przestraszyć. Po spacerze wszyscy poszli do domu. To był niesamowity bal.

            Echo istnienia

            Brrrrrrrrr… Dzwoni budzik. Wyłączyłem go mimowolnym ruchem ręki i wtuliłem głowę w poduszkę, mając nadzieję, że rodzice zapomną mnie obudzić i pojadą na cmentarz sami. Moje marzenia nie trwały długo. Chciałem czy nie, musiałem wstać i w pośpiechu wziąć prysznic. Gdy wychodziłem rodzice czekali już przed samochodem z bardzo wymownym grymasem na twarzy, który mówił: Może pójdziesz jeszcze spać, a my tu poczekamy? Ich złość odeszła w niepamięć dopiero wtedy, gdy stanęliśmy na cmentarzu. Było około godziny 8 rano, a ludzie już zaczęli tłumnie przybywać na cmentarz. Razem z rodzicami odwiedziłem groby bliskich znajomych, na których zapalaliśmy znicze. Następnie wróciliśmy do grobu dziadka, przy którym stała babcia z ciocią. Zapalały znicze. Nagle ksiądz zaczął prowadzić mszę z bardzo długim kazaniem o istnieniu i śmierci. Wielu ludzi miało łzy w oczach, szczególnie tych, których bliscy umarli niedawno i jeszcze nie pogodzili się z losem. Msza, która w moim odczuciu ciągnęła się latami, dobiegła końca. Wszyscy zaczęli opuszczać groby. Ja wraz z rodziną wsiadłem do samochodu i odjechaliśmy w kierunku domu babci, gdzie czekał na nas ciepły, smaczny obiad.

            Walcząc z wiatrakami

            Wchodźcie i siadajcie do stołu. – usłyszeliśmy na wejściu ciepły głos babci. Wszyscy siedzieliśmy przy wielkim stole jedząc i rozmawiając. W tle słychać było telewizor. To jak ci się podoba w nowej szkole? – zagadnęła mnie ciocia. Powiedziałem, że mam fajnych nauczycieli i znajomych, ale poziom dużo wyższy niż w poprzedniej szkole. Rozmowa toczyła się dalej, a międzyczasie babcia podała na stół ogromne ilości ciasta. Nagle w telewizorze dziennikarka poruszyła temat Halloween. Moja babcia zaczęła mówić, że chrześcijanie powinni być przeciwni takim praktykom, bo to święto szatana i w ogóle. Moi rodzice musieli powiedzieć, że poprzedniego dnia byłem na takim balu grozy. Nagle zaczęła się głośna dyskusja na temat tego święta. Padały przeróżne argumenty opowiadające się za negatywnym stosunkiem do tego rodzaju praktyk np.: że to święto szatana, że szkoda pieniędzy na takie głupoty, że to święto amerykańskie, a Ameryka jest zła ( Halloween tak naprawdę wywodzi się z Irlandii). Babcia zahaczyła też, że w Wigilie Wszystkich Świętych nie powinno być takich radosnych imprez. Kilka pierwszych argumentów ze strony rodziny odparłem z zaskakującą sprawnością, ale po kilku minutach stwierdziłem, że to walka z wiatrakami. Czy Halloween jest aż takie złe?  Może po prostu Polacy boją się spotkania z czymś nowym i dotąd nieznanym? Przecież te dwa święta to dwa odrębne dni, więc nie wiem o co zawsze tyle krzyku. A może jednak się mylę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz